Pasje
Każdy jest pasją.
Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma...
Zawsze kochałam ksążżki, próbowałam innej formy odpoczynku, malowania, wędkowania, tańca, zawsze ze wszystkim wygrywała literatura. Odkąd poczęłam łączyć litery w zdania, a zdania zaczęły wędrówkę poprzez wszechświat wyobraźni, a tę kreowała matka - jeszcze lepiej tato! ten to potrafił czytać ! co za lektor, jak zmieniał barwę głosu, postać, Kopciuszek miał zły charakter, Czerwony Kaprurek był Wilkiem, a Wilk? biedną bezradną dziewczynką...a ja kipiałam od emocji, napięć, bo nie Wilk był ważny w opowieści, ani tym bardziej mała dziewczynka z koszyczkiem pełnym wiktuałów, ale leśniczy! ten co to musiał podjąć najwyższe stanowisko, wybór, zabić wilka ( a ten pod ochroną), czy ratować babcię i wnuczkę...wpadam w macki kryminału, burzy to spokój stoicki rodziców, co to uważają że książeczka dla dzieci to zawsze buduje morał, tworzy spokojną baśń która ukoi, jest pozytywna, ułoży główkę do snu...Ale Anders czy Bracia Grim tworzyli z realiów bajarkę, z rzeczywistości wplatali ułudę która dawała poczucie nostalgii, z lekkim horrorem, thrilerem, a morał był zawsze taki sam, dawał do myślenia. Pamiętam jak mama kładąc mnie do snu otwierała małą książeczkę ; Opowiedz mi mamo, opowiedz mi tato ; to były drzwi do świata które było przestrzenią fantazji, jak uwielbiałam w głowie przebierać się za głównych bohaterów, jak deklamowałam po stokroś razy te same tekty, jak widziałam oczami, zmysłami obrazy, jak byłam bryczką zmienioną na poczet Kopciuszka, jak byłam nią samą po stokroścest razy piękniejszą...W szkole mi nie szło...nauka była moją piętą ahillesową, choroba która zawsze stawała okoniem, nie tolerowała gapiów, odstawałam od koleżanek, odnosiła sie do mnie nie tolerancyjnie, pomimo iż nauczyciele naciskali na empatię, na koleżeńskość, pomagajmy słabszym, mnie wyśmiewano, zawsze za niski wzrost, za oceny słabe, za ubrania, za odrębność. Ubrania dostawałam w spadku, po siostrze, bo jeszcze nie zniszczone...Siostra. Zawsze chciałam mieć przyjciółkę...co to ma się do książek? Nijako. Ale siostrę miałam, bliska mi, i droga. Jak przyjaciłka, którą chciałam, a nie posiadłam nigdy. Zawsze po niej ciuchy, znoszone, zaplamione, ale jeszcze nadające się do założenia. Nigdy nie wybrzydzałam, nigdy się nie buntowałam, nigdy nie ganiłam że tu plama, tam dziura, mama kazała, to nosiłam. Czy ryby mają głos? Nigdy też nie zwracałam na siebie uwagi, na to co mam na sobie, zawsze siedziałam sama w ławce, zawsze ze swoimi zeszytami, książkami, piórnikiem. I numerem w dzienniczku. Zawsze jakaś taka sama na końcu, jak w szpitalu - anonimowa. W tych latach co to szkoła była ważna i teraz też, samotność była straszna, odseparowana, wytykana...nie było hejtu, bo nie było komórek, inetrnetu, socjal media,nikt nikogo nie nagrywał, nie komentował...po skończeniu szkoły poszłam do zawodówki, tam na mój wymarzony zawód - introligatorstwo. Uczyłam się klejenia teczek, książek, oprawiałam prace dyplomowe, magisterskie, ale co ja miałam za szefostwo. Panią która kazała klepać klajster, klej z mąki pszennej, smarować obwoluty, nic ponadto. Na egzaminach dopiero pokazano mi jak zrobić książkę ze skóry cielęcej, ze złotymi nadrukami, z grzbietem otoczonym kantami z mosiądzu. Otrzymałam czeladnika, zdałam egzamin na trzy, ale zdałam. Potem nikt nie zdał, bo mistrz ciągle miał migrenę wypraszając gości z mego miasta. Książka służyła mi jako przystanek od nerwów, jako nostalgia, klimat, magia, jako odskocznia od rzeczywistości, była i trwała i jest dodzisiaj. Dzisiaj jest i trwa nadal, z tym przecinkiem że rozrosłam się w mediach, pokazałam swą twarz, co z tego że z filtrem, ułudę nakładam na twarz jak fluid, maskarę, tuszuję, wklepuję i wciskam kit powszechny. Czytam dużo, łączę powieści kryminalne z obyczajówkami, jak jedno zaczyna mi wychodzić bokiem, zabieram się za drugi stos. Skąd mam ksiazki? nie tylko od wydawnictw, księgarń, bo zawsze, ale to zawsze istnieje procent prawdopodobieństwa że wchodząc na stronę, czy też do księgarni coś upoluję. Kiedyś nie koniecznie brnęłam w elite regałów empikowych, cena mówi sama za siebie, taka choćby Biedronka, dysconty posiadają moc ceny, za pół darmo upchną temat, byleby się pozbyć produktu, a w stacjonarnych księgarniach, podczas rosnącej inflacji ksiązka poszła w gurę, raczej jej cena, nie ilość stron, a szkoda. Korzystam z bibliotek. Ludzie cały czas są zdziwieni, że jak to tak, to tam są ksiązki? nowości? można znaleźć coś fajnego, ciekawego...ano można. Dzisiaj biblioteki rozszerzyły swą działalnosć, by nie upadły i się nie zamknęły, jak w większości robi się z kulturą która niestety sama się nie obroni. A nasz rząd szuka oszczędnosci więc lepiej zamknąć ten przestarzały przybytek, a książki zaarchiwizować. Ale co mnie to obchodzi, co się tam wydarzy, biblioteka wychodzi wobec czytelnika, posiada moc magii w postaci nowinek, jeszcze ciepłych, dopiero co wydanych i proszę, czytam do woli, w każdej pozycji, w kazdej wolnej chwili, bez zbędnego wysłuchiwania się że ja to lubię czytać ale nigdy nie mam czasu. Naprawdę? Od momentu otwarcia oczu aż do położenia głowy do poduszki, wypełniony czas mamy od a do z? nie wierzę. A przecież filmy też zajmują czas, na który trzeba mieć czas. Na fryzjera, kosmetyczke, sklepy, wiem że to są obowiązki, ale ja wolę czas spędzać tak, a że lubię czytać to czytam wszędzie, byle posadzić tyłek i zamiast słuchać plotów to wolę słuchać a raczej czytać fabułę powieści. I wkręcić wyobraźnie. Kazdy odpoczywa jak może, umie najlepiej. A pasja poszła w bloga, w Instagrama, Facebooka, gdzie tworzę swoje wykreowane życie drugiej ja, odskoczni od matki, żony, bezrobocia i dobrze mi z tym. I teraz to ja mogę powiedzieć że nie mam czasu.