Połowa gniazda.
Syndromem pustego gniazda określa się kryzys emocjonalny, jaki dotyka rodziców po opuszczeniu domu przez ich dorosłe dzieci. Jako młodsi rodzice, przytłoczeni obowiązkami wychowawczymi, zwykle wiążemy ten czas z odzyskaniem upragnionej wolności, traktujemy jak okazję do realizacji dawno odkładanych planów. Kiedy jednak odejście dzieci staje się faktem, zamiast ulgi pojawia się uczucie pustki i osamotnienia. Okazuje się, że nie ma czym wypełnić powstałej luki, a więź z partnerem, do tej pory oparta głównie na wspólnej opiece nad potomstwem, stopniowo się rozluźnia.
Zawsze zastanawiałam się, czy to nie przesadą jest narzekanie na ; pusty dom ; Kiedy to dzieci znajomych wyruszały swoim wyznaczonym trybem, celem studiowania, myślałam że to czas dla rodziców, przecież dziecko już nie małe, a niby dorosłe, a zawsze nieporadne - poradzi sobie bezapelacyjnie, a my skupimy się na sobie, na swoich pasjach, lepieniu garnków, kunsztu rzemioosła, totalna pomyłka. Ja też uważałam że nic prostrzego jak wysprzątać pokój po Koni, spakować jej rzeczy, odesłać pod adres, pomachać łapką na do widzenia, a życie potoczy się dalej. Potocznie tak się stało. Z chwilą otrzymania pełnioletności, jak to dumnie brzmi, dnia następnego - wyjechała PKP Konin - Poznań Główny, by zdobywać nie tyle szczyty wierzowców, ale uwierzyć w Miasto Poznań, wielu doznań. Znaleziona praca - w jeden dzień - pokój wynajęty - jeden dzień - szkoła od września - pół dnia, życie ustawione w dwa i pół dnia, to się nazywa szybkość organizacji. Gorzej byłoby mi z moim realizowanem planów. Ja nie lubię planować, mnie się te tabelki, kalkulacje, systemy, statystyki i analizy nie trzymają kupy, ja żyję wedle tego co przyniesie dzień, życie, chwila, spontan moi kochani. Lecz wybiegając do przodu ( tego też nie lubię ), oczami wyobraźni zaobserwowałam siebie i cały ten zgiełk związany z przeprowadzką, zmianą pracy, szukaniem, szkoły dla Gabrynia, tych nerwów i miażdżącej ilości przekleństw. Ale stać w miejscu też nie pragnę, tej stagnacji, rutyny, monotonii, czym doprowadzamy siebie do ogólnego narzekania, sprowadzając wszstko do obrazu nędzy małomiasteczkowej wizji spędzenia tak lat starości, bez większych emocji, na spokojnie, w tej dziurze która zarasta coraz bardziej chwostami. Są tacy co ją kochają, preferują, też bym ją kochała i preferowała gdyby przyszło mi tu wjeżdżać dwa razy do roku. Podziwiałabym zarośnięty rynek, chodniki nowe, elewacje pomalowane na swieży kolor, na łaty na drogach i podziała coraz głębsze koleiny. Nie brałabym pod uwagę braku pracy, zamkniętej kopalni, wyburzonych kominów, co mnie by to obchodziło, problemy innych...Zamienić się na chwilę na duże, gwarne miasto, gdzie tętni życiem, gdzie wchodzisz do pierwszego lepszej kawiarenki na kawkę i croisanta, kiedy praca szuka ciebie a nie na odwrót, kiedy zarobki każą ci żyć a nie wegetować...zboczyłam z tematu. Wyjechała, a ja posprzątalam pokój po nastolatce, bo to prawda że do pokoju nastolatki wchodzisz jak do sklepu IKEA, tu talerzyk, tam szklanka, gdzie indziej zestaw łazienkowy, niczym się nie wyróżniała, ot przeżyłam, zdzierając gardło, z ty odwiecznym, weź posprzątaj, weź pozmywaj, weź poukładaj, weź ogarnij ten chlew...a chlew był zgarniany do szuflad w łóżko, pod, byle zniknąć z oczu...cztery wory wyniesionych smieci. Porónujemy często nasze dzieci do nas samych w tym wieku i różnica była taka, że pokój był czysty, mój pokój był czysty, inaczej matka potraktowała by mnie ścierą ( żeby tylko), dziejsze pokolenie leje na zasady, są bezroskie , a wszystko podane pod nos, za nic mają odpowiedzialność, za nic prawa fizyki. Nie wiem na co tu fizyka potrzebna, ale za bardzo wpojono dzieciom ich prawa, robią co chcą. Odjechała i tyle ją widziałam, przytulas, całus, kilka razy telefony, nie ma już podrzędnych zrób, idź, przynieś, nie ma zaraz, potem, za chwile, jest pokój który stał się pokojem brata, Gabriel ulokował swoje zabawki, rzeczy które były pochowane, teraz emanują władzą, one teraz roszczą własne prawa bytu, pierwszzeństwa, on teraz ma swój kąt, własne wyro, bałagan, obraz na scianie. Dobrze że zostało jeszcze jedno kurcze, nad którym mogę skakać, przerzucić wszelkie macierzyńskie troski, opiekę. Nie jestem zdana na pusty pokój, na ciszę, na smutek po ciągłej rozlewającej się muzyce hip hopa, nie muszę gryźć mebli z trwogi czy moja mała dziewczynka ma co jeść, w co się ubrać, gdzie spać, czy ma ciepło, czy nie wpadła w nieodpowiednie towarzystwo, czy ją nie okradli, czy jest szczęśliwa...ja już nie mam pływu i chyba to jest głównym naszym problemem, że nie mamy już wpływu na jej decyzje, już nie ukierunkowujemy je, nie wytyczamy cele, teraz to oni sami biorą odpowiedzialność za swoje słowa, czyny, to oni borykają się z dorosłością, tak bardzo ją przecież pragnęli. Ja i tak jestem dumną, jak Ktosiek dumny może być, ojciec który wychował swoje dziecię, z pisklęcia na kobietę w którą się przeobraziła. Mnie pozostaje mieć nadzieję że sobie poradzi, że uniesie tę rzeczywistosć z dala od matczynej kiecy, cyca, odcięta pępowina nie boli dzieci, tylko nas, matki, opiekunki, bo mamy tendencje do zamartwiania się, do upojenia się odwiecznym wchodzeniem w buty innych i naszych dzieci, bo wiemy lepiej, bo nasze doświdczenia ukształtowały naszą wiedzę i mądrość życia. Dajmy im szanse na popełnianie błędów, czy my zawsze rozbiłyśmy wszystko wedle zasad i słów naszych matek? Jakże chciałyśmy się od nich odciąć, mieć wszystko na własność, zdanie, poglądy, gusta, style, nawet byśmy pragnęli pozamieniać geny gdyby to się dało. Zaczynaliśmy tak samo, sami i na waiackich papierach. A ja jestem dumna. Od stycznia praca nad sobą, zmiana która przyniosła korzyści na plus, odcięcie sie od złego towarzystwa, leczenie, MONAR, potem terapia, praca, teraz wyjazd. Powiecie że to za szybko, a ja uważam że doza zaufania jest ważna. Daje jej drzwi otwarte z tą przepowiednią że jak coś, to niech wraca! Ma dom, rodzinę, damy radę, w końcu tworzymy siłę.
Dodaj komentarz